Kim jest Pou?
Jest taka aplikacja – Pou. Jeśli ktoś nie zna, to spieszę wyjaśnić – to takie współczesne Tamagochi – tylko opiekujesz się …no właśnie… opiekujesz się kupą. Tak, kupą.
Nie mam pojęcia, jak na to trafiliśmy – przeglądając aplikacje najpierw znalazłam „grę o kupie”, no i w ryk i śmiech, że jak to, ktoś wymyślił, że się zbiera różne kupy. Potem odkryliśmy, że jest też Pou. Gdzieś tam może Wam mignęły zabawki, naklejki, czy inne gadżety z motywem ikon wyrażających emocje – te żółte ryjki, a z nimi przewijała się brązowa kupa z oczami.
Dzieciaki jakimś cudem uwielbiają Pou i cały proceder opieki nad nią. Ponieważ jednak lepiej nam się sprawdzają zabawy w realu, niż w świecie wirtualnym, to… przenieśliśmy Pou wraz z domem – do naszego świata 😉
To nie pierwszy raz, kiedy przenosimy jakiegoś bohatera do reala, tylko wcześniej chodziło np. o książkę…
Jak uszyć Pou?
Takie tam, dwa kawałki brązowego filcu, zszyte, wypchane odrobiną waty, oczy – gotowce z Flying Tiger, dodatkowo przyklejone jednak Kropelką w żelu (no wiecie, mamy dwulatkę w domu). Buźka narysowana permanentnym markerem.
Korzysta sobie z mebli dla lalek. Mała różowa korzysta z genialnego prezentu, który kiedyś dzieciaki dostały – małego domku zrobionego z małej metalowej walizeczki, też z Tigera. W domku mieszkały małe drewniane laleczki* i miały filcową pościel, a ściana cudnie była narysowana.
*laleczki mają się dobrze, mieszkają w szufladzie ze skarbami.
No Comments